Strony

niedziela, 9 czerwca 2013

NOWY BLOG!

Założyłam z Chłopakiem blog, w którym wspólnie zamieszczamy wpisy z swoimi powieściami. Serdeczne zapraszam na "Maseva, Nolin, Ilmar"
http://maseva-nolinilmar.blogspot.com/

czwartek, 30 maja 2013

"Maseva." Rozdział I.


          "Nie mam zbyt beztroskiego życia. Zawsze chciałam być zwyczajną niewiastą, lecz takie moje przeznaczenie. Dla innych to zaszczyt być mną, a dla mnie to prawdziwe piekło. Bywam jednak uśmiechnięta przy bliskich, aby nie obarczać moimi problemami ludzi, których kocham. Doszłam do konkluzji, iż mimo mojego wieku jestem mądrzejsza od moich rodziców, lecz nie wypada tak mówić. Nie teraz. Nie tutaj. Nie o nich. Nie o rodzinie królewskiej.
           Moja dynastia od pokoleń przejmowała tron. Z pradziada na dziada i niestety, kiedy dowiedziałam się, że po moich dwudziestych piątych urodzinach przejmę dowodzenie nad Królestwem Cerawin- zbuntowałam się. Nie chciałam władać innymi, bardziej odpowiadało mi bycie normalną damą. Nie interesowała mnie sława i wielkości majętności; byłam całkiem inna niż moja rodzina. Rodzice wmawiają mi, że moja posada to powód do dumy, jednak ja chcę żyć w mniejszych dostatkach, chęć bycia inną osobą jest większa.
           Od kilku lat panuje całkowity spokój, tak zwany złoty wiek. Ojciec dogadał się z sąsiadującym na zachód od naszego państwa Królestwem Mireawia. Król Khazar podpisał pakt zgody z moim tatą Ilddarem i zarazem Władcą Królestwa Cerawin, lecz nadal wybuchały konflikty na tle religii i polityki narodowej. To, że moja rodzina panuje od pokoleń- nie sprzyja mojemu życiu, lecz nie moja wina, że tak już musi pozostać.
          Od zawsze moim marzeniem było wyrwać się z więzów rodzinnych, przestać być księżniczką i pozostać trywialną kobietą. Lecz to tylko moje niespełnione mrzonki o byciu taką osobą. Dobrze wiem, że jest to niemożliwe. Jedyna korzyść z bycia mną, jest cotygodniowa zgoda na oglądanie potyczek rycerzy. Tego typu widowiska są tylko dla ludzi z wyższych grup społeczeństwa, bardziej zamożnych, wpływowych."
          Pisząc i siedząc przy bogato ozdobionym stole, lekko drgam na dźwięk uchylających się drzwi mojej komnaty. Odwracam się pośpiesznie i dostrzegam za futryną młodego, praktykującego pazia, który z obawy nie wie co rzec, gdyż zauważył, że przerwał mi w czymś. Zawżdy był taki, lecz nie przeszkadzało mi to. Uśmiecham się do nowicjusza i pokuszam aby przemówił, lecz chłopiec zarumienia się i bełkocze:
-Ja... Przepraszam Panią... Najmocniej przepraszam, lecz Król wzywa.- Ku ironii losu nigdy nie słyszałam, by ktoś przy mnie powiedział na niego "Ojciec"- zawsze nazywali go formalistycznie i nie podobało mi się to. Sama nie wiedziałam już, jak go zwać.
 -Podejdź.- mówię radosnym, melodyjnym tonem. Młodzieniec rozgląda się na korytarzu czy nikt nie jest świadkiem tego zdarzenia i następnie wchodzi podchodząc swoimi specyficznymi ruchami. Zwracam uwagę na jego charakterystyczny ubiór. Ma na sobie zieloną płachtę wykończoną złotą nitką wśród turkusowych ozdobień na rękawkach i dołu zakończenia, czarne spodnie z lnu i skórzane trzewiki. Jego bujna, brązowa czupryna jest podczesana do tyłu, a policzki są różowawe po zaczerwienieniu, tudzież usta wypełnione krwistością. 
-Tak Pani?- pyta chłopiec nadal z odczuwalnym strachem. Skłania się żwawo i wyczekując mojego odzewu przygryza delikatnie dolną wargę, lecz stara się to robić niepostrzeżenie. Tkwi tuż przy mnie z ręką przyłożoną na dolnych plecach z wierzchem dłoni na widoku.
-Wiesz z jakiego powodu jestem wzywana?- mówię chyłkiem, aby nikt nas nie mógł usłyszeć. Nadal siedzę na drewnianym, ładnie wyrzeźbionym krześle, ozdobionym czerwonym w miłym dotyku materiale. Uśmiecham się do niego kusicielsko, aby powiedział mi kilka informacji na ten temat. Kładę rękę na kantówce oparcia, żeby mieć lepszą swobodę w pozycji odwrócenia się do pazia, znajdującego się za siedzeniem.
-Niech mi wybaczy Pani, ale król nie podał powodu.- młodzik uspokaja się. Pewnie przypuszczał, że chcę go rozliczyć z wyprawy w nocy za mury zamku. Wiedziałam o tym tylko ja. Jest to u nas niedozwolone, lecz nieraz sama wybiegałam z pałacu aby pomyśleć w ciszej nocy przy leśnych zwierzętach i rześkim powietrzu wśród zielonych drzew. Wtedy mogłam być sobą.
          Uśmiecham się do nowicjusza i wstaję powolnym ruchem, lecz z nauczoną gracją.  On pierwszy się skłania i rychło wychodzi z mojej komnaty. Bezzwłocznie po nim idę w kierunku wyjścia, ale na moment przystaję przy lustrze tuż przy drzwiach wyjściowych. Rama jest pozłacana i efektownie wyrzeźbiona, a odbicie zwierciadła odbija moją królewską naturę. Zwracam większą uwagę na swoją bladą twarz. Jest ona pokryta białym pudrem, różowawym rysem na policzkach, piwne oczy podkreślone czernią, a usta błyszczą kolorem malinowym. Chciałam choć jeden dzień być naturalną księżniczką, widzieć swoją niekłamaną twarzyczkę, a nie ukrywać się pod rzeczami upiększającymi. Moje falowane, długie, blond włosy są związane w wysoki, luźny kok, a niektóre kosmyki włosów opadają na czoło. Strój wyrafinowany z obszernymi czerwonymi sukniami. Moją talię podkreśla sznurowanie na placach, które ściąga materiał, powodując ukazanie szczupłej sylwetki. Poszerzana klinami od linii bioder, przewiewne i swobodne do ruchu rękawy, które mają charakterystyczne koronki i falbany, duży dekolt, który jest ozdabiany klejnotami. Przez długą, obszerną suknię nie widzę swoich stóp, jednakże mam na nich krwiste buciki na lekkim klinie, który nadaje mi odrobinę wyższą posturę. Natomiast moją szyję ozdabia naszyjnik z błękitnym diamentem- jest to specyficzny znak, że jestem księżniczką Królestwa Cerawin.
          Patrzę chwilowo jeszcze raz na swój wygląd i następnie wychodzę ociężałym krokiem z mojej komnaty. Kroczę wzdłuż niekończącego się korytarza, wśród tysięcy portretów wszystkich dawnych króli naszego państwa. Każdy ma swoją srogą minę i patrzy się na mnie wrogimi oczyma. Nienawidzę tego miejsca. Kiedy myślę, że mój wizerunek ma się tutaj znaleźć, przeszywa mnie dreszcz strachu. Mijam ostatnie postacie na kamiennych ścianach i wchodzę do siedziby ojca. Wkroczywszy widzę jak zawsze duże pole manewru. Wraz z biurkiem na którym znajduje się chmara papierów, są umieszczone na odgrodzeniu kolejne obrazy z bliższej rodziny królewskiej. Ojciec i zarówno król Królestwa Cerawin patrzy bezustannie w jakiś kwitek. Nie wiedząc co zrobić, podchodzę do niego spokojnym krokiem i przemawiam:
-Tak ojcze? Wzywałeś mnie.- mówię ściszonym lecz słyszalnym głosem. Przybliżam się bardziej i rozważnie siadam na fotelu, który znajduje się nieopodal króla. Nieprzerwanie patrzę na niego i na to jak reaguje słysząc mój głos. Przenosi uwagę teraz na mnie.
-Witaj Masevo. Jak już zauważyłem rozgościłaś się w moim biurze.- przemawia swoim oschłym tonem, lecz ja nadal uśmiecham się do niego niczym pięciolatka dostająca lizak. Nie chcę zrobić złego wrażenia, tak jak ubiegłym razem.- Otrzymałem wieść od instruktora Gemarr'a, że jutro odbędzie się turniej najlepszych rycerzy z całej krainy. Będzie specjalna możliwość abyśmy zademonstrowali Mireawii swoje zacne strony walki i poprawnego władania bronią.- mówi swoim oschłym, zuchwałym głosem. Jest nieprzyjemny, lecz już do tego się przyzwyczaiłam. Bałam się jego jako mała dziewczynka, więc zaczęłam go unikać i przebywać z nim jak najmniej czasu. Kiedy skończyłam trzynaście lat przywyknęłam do tego i pogodziłam się z jego wrogością, nawet do najbliższej rodziny. Nie nadaję się na miano królowej Królestwa, gdyż charakterystyczną cechą przywódcy jest stanowczość i groźne nastawienie- ja tak nie potrafię. Jestem łagodną, miłą i pomocną kobietą, nie narzekającym robotem, który dyryguje innymi ludźmi. Nie nadaję się na tą posadę.
-Dobrze ojcze. Dziękuję, że mnie powiadomiłeś o tym.- mówię dogłębnie i czujnie, aby nie zrobić żadnego złego ruchu.- Kto się jeszcze pojawi na jutrzejszej potyczce?
-Specjalnie na tą okazję przybędzie Cristos Detroni, nasz najlepszy rycerz roku.- król nadal ma ten sam groźny wyraz twarzy, a jego czarne brwi podkreślają głębiej jego wrogość. Głos jest chrypliwy, lecz bardzo dobitny. Jest specyficzny co do innych władających dawnego Królestwa Cerawin- usta zaciśnięte w cieniutki pas, a małe oczy słusznie pokazują na wierzch jego emocje. Nie widzę odziania, gdyż jest osłonięty stertami papierów. Wprost pasuje teraz do jednego z dzieł na kamiennych ścianach, do bodajże mojego dziadka Orinerra, który tak samo jak on ukazuje negatywne napięcie. Mruknąwszy coś pod nosem daje mi znak, że mam wyjść. 
          Wstaję zgrabnym ruchem i niezwłocznie kieruję się w stronę wyjścia. Bezpośrednio od drzwi obserwuje mnie z wrogością poprzednik teraźniejszego Ilddera. Nie mogę dłużej patrzeć na te obrazy i wręcz natychmiastowo przebiegam szybko, aby dojść do mej komnaty na końcu korytarza. Wpadam raptem do pokoju i momentalnie z westchnieniem zamykam drzwi na klucz. 


(DOPISYWANY ROZDZIAŁ)